wtorek, 26 listopada 2013

O destruktywnej krytyce, reagowaniu na nią i problemach z praktykantami

Moje myśli powracają do początków studiowania. Założeń było wiele, celów jeszcze więcej, ale w porównaniu do rzeczywistości myślę, że nigdy nie spodziewałam się tego co, to znaczy studiować pielęgniarstwo. Rzeczywistość czasami tak bardzo różni się od przypuszczeń, które zakładamy, od myśli które nas nachodzą, od wiedzy teoretycznej, którą posiadamy. I tak zaczęło się… przeszliśmy anatomię, zajęcia od rana do wieczora, interesujące i mniej interesujące ćwiczenia oraz wykłady, pierwsze ścielenie łóżka pustego, zgodnie z zasadami, które w praktyce tak łatwe nie były, mimo, że nazwa wskazuje na prostą czynność wykonywaną codziennie. Pierwsze pobieranie krwi, ćwiczone na fantomach, pierwsze przewijanie lalek, które na pewno było ćwiczone w najmłodszych latach. Pierwszy rok studiów minął tak szybko, że nikt nie zdążył się przygotować psychicznie do pierwszych praktyk w szpitalu. Tyle teorii, ćwiczeń w pracowniach, aby przygotować nas na do pracy.

          
I stało sięO 5.30 pewnego pięknie zapowiadającego się poniedziałku w nerwach wstałam z łóżka, aby przygotować się na ten pierwszy dzień. Zasady od razu krążyły mi po głowie: delikatny makijaż, spięte włosy, krótkie, nie pomalowane paznokcie. Wszystko jest jak trzeba, wystarczy tylko wziąć torbę z uprasowanym mundurkiem i identyfikatorem i ruszamy w drogę. Pamiętam ten strach, to napięcie, ciekawość, które mi towarzyszyły. Pewnie pamiętacie sami?


Jedno wydarzenie pozostało głęboko w mojej pamięci i nie daje mi spokoju. Teraz, jak o tym myślę, uśmiecham się do siebie, bo wiem, że nie było w tym mojej winy. W środę, czyli trzeci dzień w szpitalu, Pani opiekująca się moją grupą, zarządziła, że w tym dniu będziemy pobierały krew. Nie powiem, że nie lękałam się właśnie tego już wcześniej. A kto by się nie bał? Ćwiczenia na pracowni polegały na kłuciu deski, która miała przypominać rękę. Tworzywo, którym były powleczone kanaliki z czerwonym płynem, w wielu miejscach było pokłute i widać było, gdzie się wkłuwać. Tutaj sama musisz zdecydować gdzie kłuć. Wielu pacjentów boi się igły. Sama się boje, że mogę zrobić mu krzywdę. Pokrzepiam się, że sama nie będę tego robiła, nade mną będzie Pani, która wszystko będzie nadzorowała, a jednak strach pozostał. Poszłam zapoznać się z pacjentem, który okazał się tak życzliwy i miły, że od razu zapomniałam o towarzyszącym mi lęku. Trzeba myśleć profesjonalnie, nie dać poznać po sobie, zdenerwowania, bo pacjent przestraszy się jeszcze bardziej. 
          
Po przygotowaniu sprzętu i sprawdzeniu, czy wszystko znajduje się na tacy z drżącymi rękami poszłam w kierunku sali pacjenta. Następnie zapytałam jeszcze raz, czy wraża Pan zgodę i czy mogę teraz pobrać krew. Po rozłożeniu sprzętu, wzięłam się do pracy. Założenie rękawiczek, zaciśnięcie stazy i poszukiwanie żyły! A jednak, tak jak myślałam, musiałam trafić na pacjenta, który „zgubił żyły”. Szukam, ale nic nie widzę. Zmieniam rękę, usadawiam się, żeby dobrze widzieć i to samo. Zauważyłam, jak Pani opiekująca się naszą grupą przestępuje z nogi na nogę. Mówi mi, że ona się przyjrzy. Oddaję, bez żadnego sprzeciwu. Pani szuka, szuka i jak sama stwierdziła „piękna żyła, może Pani kłuć”. Patrzę, staram się wyczuć ale nic nie czuje, może to zdenerwowanie, już cała jestem mokra. Pani ponagla mnie „ nie mamy całego dnia na stanie i patrzenie się na siebie”. Zachowując jednak zimną krew, mówię, że nie czuję żyły i chciałam bym jeszcze poszukać. Pani spojrzała na mnie i cicho powiedziała, żebym kuła tu, gdzie wyznaczyła. Nie chcąc wystraszyć pacjenta, spryskuję wyznaczone miejsce i czekam aż wyschnie, informuję pacjenta, że poczuje lekki ból, naciągam skórę, myśląc, że coś zobaczę i wbijam na oślep. Pacjent krzyknął lekko, odwrócił wzrok i nic nie mówi. Odciągnęłam próbówkę i nic. Nawet plamki krwi. Patrzę na Panią, której pojawiły się kolory na skórze. Mówi mi, żebym wyciągnęła igłę, odpięła stazę i się odsunęła, bo nic innego, jak widzi, nie potrafię. Pacjent popatrzył na mnie ze współczuciem. Pani sama spróbowała i okazało się, że również jej się nie udało. Zaczęła mówić mi, że to przeze mnie bo zepsułam najlepsze miejsce do wkłucia i teraz ona już tutaj nic nie zdziała. Trzeba zawiadomić straszą pielęgniarkę - niech ona spróbuje. Wyszłam cicho z pomieszczenia i poszukałam pielęgniarki. Próbowałam przełknąć łzy, myśląc, że może faktycznie się nie nadaję. Nie wiedząc co robić, cały dzień przyglądałam się zabiegom i stałam z boku.


***

Takie sytuacje zdarzają się, niestety,  nierzadko. W dodatku, nie tylko podczas praktyk zawodowych, ale również w trakcie adaptacji do pracy młodej pielęgniarki.
Z czego to wynika? Przede wszystkim z tego, że po latach zapominamy, jak to było, kiedy my same byłyśmy „świeżakami.” Teraz wszystkie czynności wydają się dla nas o wiele prostsze, bo stanowią dla nas codzienność. Jednak nie od razu przecież tak było… Na początku każdy z nas potrzebował czasu i wprawy, żeby opanować trudną sztukę pielęgnowania. Jednym szło lepiej, a innym gorzej, bo każdy z nas uczy się we własnym tempie i w inny sposób.
Do tego dochodzi wszechobecny na dyżurze brak czasu. Pielęgniarki mogą się obawiać, że długie poszukiwanie żyły przez praktykantkę, spowoduje, że potem trudno będzie się nam wyrobić z resztą czynności.
Często, podczas praktyk zawodowych, studenci wykonują zadania przy pielęgniarkach, które nie pobierają za nauczanie żadnego wynagrodzenia. W ich głowach, jak również podczas rozmów w dyżurkach, pojawia się pytanie: „Co ja z tego mam, że ją/jego uczę? Ktoś (nie wiadomo, kto – uczelnia?, szpital?, opiekun stażu? oddziałowa?) dostaje za to kasę, a to ja mam wykonać całą robotę?!” I jest to dla mnie zrozumiałe, bo ludzie nie lubią pracować za darmo i czuć się wykorzystywani.
Kolejny aspekt to fakt, że nauczanie jest  trudnym zajęciem,  procesem, który trzeba zaplanować i poświęcić studentom sporo uwagi. I trzeba to, przede wszystkim, lubić robić. Nie każdy się do tego nadaje. Nieraz, podczas dyżuru, nie ma ani jednej pielęgniarki z tzw. „skłonnościami edukacyjnymi.” Studenci to wyczuwają i niewiele wtedy skorzystają z praktyki.
           
Powoduje to negatywne następstwa, zarówno dla studentów, jak i dla pielęgniarek pracujących na danym oddziale. Praktykantka, która jest pospieszana, odczuwa jeszcze większy stres. Ręce się trzęsą, nie można zebrać myśli i wtedy często, z obawy przed krytyką, popełnia błędy. Do tego oskarżania typu: „To wszystko Twoja wina” powodują u praktykanta niechęć do współpracy w przyszłości z tą pielęgniarką, złość, smutek, a generalizujące stwierdzenie: „Do niczego się nie nadajesz” czy „Widzę, że nic innego nie potrafisz” zaniża samoocenę osoby krytykowanej i niechęć do wykonywania jakichkolwiek czynności.
      
Informacja o negatywnym zdarzeniu często przekazywana jest przez tę studentkę innym studentom. Powoduje to u pozostałych praktykantów lęk przed zadawaniem pytań i wykonywaniem zadań, a tym samym przysłowiowe „stanie z boku i tylko przyglądanie się.”
Pielęgniarki postrzegają wówczas praktykantki jako niezaangażowane lenie, którym nic się nie chce robić. Często też już z góry zakładają, że kolejna grupa będzie taka sama, przez co podświadomie są do praktykantów negatywnie nastawione i nie zachęcają młodych do czynnego uczestnictwa - tym samym negatywny cykl się powtarza…
W zasadzie przytoczony przykład porusza nie tylko kwestię zasad przekazywania krytyki. Wskazuje na istotne problemy związane z odbywaniem praktyk w naszym zawodzie.


Jak zatem rozwiązać ten problem? Nie wystarczy tutaj tylko wskazanie sposobów przekazywania konstruktywnej krytyki. Problem jest bowiem bardziej złożony i trzeba sięgnąć głębiej, w jego korzenie.  Przede wszystkim trzeba:

  • Odpowiednio dobrać mentora  – opiekunem nie może być osoba z przypadku, czyli przypadkowa pielęgniarka na dyżurze, która akurat dzisiaj pracuje.  To musi być osoba z zespołu, która wyrazi wcześniej zgodę na bycie mentorem. Osoba taka musi lubić i umieć przekazywać wiedzę innym, a przy tym wykazywać się dużą cierpliwością i szacunkiem dla praktykantów;
  • Zadbać o motywację opiekuna – mentor nie powinien edukować za darmo. Ludzką rzeczą jest, że mógłby wtedy poczuć się wykorzystany. Uczelnie powinny zatem mentora wynagradzać. Jestem również za tym, aby praca opiekuna była przez studentów szczerze oceniana;
  • Mentor i praktykant muszą mieć na edukację czas – dlatego opiekun nie może być jedną z planowo dyżurujących osób, w trakcie, gdy opiekuje się grupą studentów. Powinien być tego dnia pielęgniarką dodatkową, która wraz ze studentami, ma pod swoją opieką tylko część pacjentów. Wtedy, rzeczywiście, studenci wraz z opiekunem będą dodatkową pomocą dla pozostałych pielęgniarek, a nie dodatkowym balastem. A wówczas o pozytywny stosunek do praktykantów już nie trzeba się będzie martwić. No dobrze, wracając jednak do samego przykładu – podsumowując, co konkretnie pielęgniarka zrobiła źle?

Przede wszystkim nie wolno okazywać zniecierpliwienia, wzdychając czy przystępując z nogi na nogę. Należy też unikać sarkastycznych uwag typu: „Nie mamy całego dnia na stanie i patrzenie się na siebie.” Nie można kazać komuś kłuć tam, gdzie ktoś nie widzi ani nie czuje żyły (nawet, jeśli samemu widzi się ją doskonale), a potem obarczać go winą za własne niepowodzenie.


Jak zatem mogłaby wyglądać inaczej ta sytuacja? Spójrz na poniższy przykład:



Mam nadzieję, że ten artykuł będzie dla wielu uczelni, placówek medycznych oraz dla samych pielęgniarek inspiracją do wprowadzenia proponowanych zmian w organizacji praktyk i zwiększy świadomość wielu osób, że destruktywna krytyka może zrazić studentów do wykonywania tego zawodu, a tego przecież, chociażby ze względu na przerażające statystyki, mówiące o niedoborze w niedalekiej przyszłości tak wielu pielęgniarek, nie chcemy.

Ten artykuł został napisany we współpracy z mgr Moniką Kuligą. Zarówno ten oraz inne artykuły związane z pracą, edukacją i problemami nurtującymi pielęgniarki, można znaleźć na jej autorskim blogu - www.biznurse.pl Gorąco polecamy!

POBIERZ PLIK W PDF TUTAJ

poniedziałek, 25 listopada 2013

Czy okazujesz empatię swoim pacjentom?


Budzisz się. Tak. To kolejny dzień w szpitalu. Już od 3 dni leżysz przykuty do łóżka, na oddziale traumatologii. Jutro czeka Cię zapowiedziana operacja kręgosłupa ale nie martwisz się nią, bo ciągle myślisz o tym co się wydarzyło. Dlaczego spotkało to akurat Ciebie? Dlaczego to akurat wtedy, gdy Ty przechodziłeś przez przejście samochód musiał uderzyć w Ciebie i Twoją małą córeczkę? W zasadzie jest Ci wszystko jedno, bo ona była całym Twoim światem, którego teraz nienawidzisz. Jedyne uczucia jakie Ci towarzyszą to złość i smutek. Spokojnie. To nie Twoja historia. To historia Twojego pacjenta.

Emocjonalna samokontrola kluczem do sukcesu zawodowego

W latach 1968 - 1974 profesor Walter Mischel z Uniwersytetu Stanfordzkiego, przeprowadził eksperyment, który nazywany jest „testem pianki". Około 650 dzieci w wieku od czterech do sześciu lat zostało zaproszonych do wzięcia udziału w przedsięwzięciu. Dzieci były zapraszane pojedynczo do pokoju, w którym znajdował się stolik ze słodką pianką. Maluchowi zostało przedstawione ultimatum: "Możesz zjeść piankę od razu albo poczekać 15 minut a wtedy dostaniesz drugą". 30% badanych dzieci zdołało wytrzymać kwadrans, w konsekwencji dostając większą nagrodę. Czy to koniec eksperymentu? Nie. Po dwudziestu latach profesor Mischel postanowił sprawdzić jak przebadane dzieci radzą sobie w obecnym, dorosłym już życiu. Które z nich odniosły sukces zawodowy, były szczęśliwsze, budowały trwalsze i satysfakcjonujące relacje z innymi?  Te, które pomyślnie przeszły test pianki.- umiały czekać. Kluczem do życiowego sukcesu są między innymi umiejętności związane z zarządzaniem emocjami i samokontrolą. Umiejętność budowania odpowiednich relacji z samym sobą i innymi ludźmi, to jedna z najcenniejszych rzeczy jakie może wykształcić w sobie człowiek. Jedną z kompetencji jakie składają się na inteligencję emocjonalną jest samokontrola, czyli można powiedzieć, że cierpliwość, o której pisałyśmy w ostatnim pamiętniku. Kolejna z nich to empatia. I o niej będzie dzisiejszy tekst.

To nie jest takie proste

Często wydaje nam się, że umiemy przejawiać wobec pacjentów empatię, bo:

- widzimy cierpiącego i myślimy sobie "ale mi tego pana szkoda, podam mu lek p-bólowy",
- smutno mi z powodu sytuacji tej pacjentki,
- uważam, że to okropne, że dzieci też muszą chorować.

Jak najlepiej można zobrazować w jaki sposób powinna wyglądać prawdziwa empatia? Przykład matki i dziecka doskonale to zobrazuje. Między nimi  istnieje bowiem "emocjonalna pępowina". W pierwszych miesiącach życia odczucia i emocje matki przechodzą na jej nowo narodzone dziecko, natomiast nastroje maluszka udzielają się mamie. Prawdziwa Pielęgniarka, czyli taka, której naprawdę zależy na doskonaleniu i szlifowanie swych umiejętności personalnych musi pracować nad darem zrozumienia innych ludzi oraz zdolności współodczuwania z nimi ich uczuć i emocji. Nie chodzi tylko o wczuwania się w sytuację innych ludzi ale też o wgłębienie się w pojmowanie motywów i bodźców nimi kierujących, czyli źródeł ich decyzji i postaw. Jakie odniesiesz korzyści dzięki przejawianiu empatii?

  1. Będziesz umiał w sposób prawidłowy prowadzić dialog zarówno w swoim zespole jak i z pacjentem. 
  2. Empatia jest wstępem do wybaczenia.
  3. Osoby empatyczne dzięki znakomitemu wczuciu się w sytuację i psychikę innych ludzi mają zdolność rozwiązywania konfliktów.
  4. Osoby pozbawione zdolności do empatii są bardzo agresywne, Ty nie będziesz.
  5. Osoby pozbawione zdolności do empatii narzucają swą wolę i wizję świata, nie znoszą sprzeciwu, nie uznają argumentów innych stron, Ty taki nie będziesz.
  6. Osoby pozbawione zdolności do empatii nie dopuszczają do swojej świadomości możliwości własnej pomyłki lub błędu, są wysoce konfliktowe, bezkompromisowe, Ty taki nie będziesz.


Wybór należy do nas! Nie jest to proste, ale daje mnóstwo satysfakcji. Warto jest na nowo dbać o te cechy, które pomagają nam kochać i szanować innych.

Budzisz się. Tak. To kolejny dzień w szpitalu. Już od 3 dni leżysz przykuty do łóżka, na oddziale traumatologii. Jutro czeka Cię zapowiedziana operacja kręgosłupa ale nie martwisz się nią, bo ciągle myślisz o tym co się wydarzyło. Dlaczego spotkało to akurat Ciebie? Dlaczego to akurat wtedy, gdy Ty przechodziłeś przez przejście musiał uderzyć samochód w Ciebie i twoją małą córeczkę? W zasadzie jest Ci wszystko jedno, bo ona była całym Twoim światem, którego teraz nienawidzisz. Jedyne uczucia jakie Ci towarzyszą to złość. Tak to Twoja historia ale jest z Tobą Twoja pielęgniarka i zajmie się Tobą najlepiej jak potrafi.


Inspiracja:

  1. Lebda D., Inteligentnie z emocjami [W:] Coaching, G+J, Warszawa 2013, nr 6, s. 78-83
  2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Empatia


POBIERZ PLIK W PDF TUTAJ


niedziela, 17 listopada 2013

A te Pielęgniarki to chociaż miłe?

Prostym mechanizmem dziecka w zdobyciu upragnionej rzeczy jest wymuszenie. Na pewno sam z własnych doświadczeń lub obserwacji możesz przytoczyć sytuację, kiedy szkrab stojąc w sklepie z zabawkami, wymusza u opiekuna kupno różowej księżniczki. W jaki sposób? Wykorzystując płacz, narzekanie, długotrwałe mówienie, krzyk lub lament. Skrupulatnie dąży do uzyskania zamierzonego efektu. Rodzice po trwających długi czas negocjacjach z dzieckiem, kupują wymarzoną lalkę. Dlaczego? Co zmienia twardo powiedziane „nie” w bezradne „tak”?


W różnych sytuacjach życiowych, jeśli wszystko idzie po naszej myśli, cierpliwość przychodzi nam łatwo. Prawdziwy sprawdzian tej niezwykle ważnej cechy przechodzimy wtedy, gdy nasze prawa zostają w jakiś sposób naruszone. Czy wy Drogie Pielęgniarki spotkałyście się z sytuacją, w której:
  • pacjent już czwarty raz naciska dzwonek za każdym razem prosząc o poprawę poduszki?
  • rodzina chorego poucza nas i krytykuje wszystkie podejmowane przez nas działania?
  • zmieniłyśmy pościel, a za chwilę chory nieumyślnie wyleje napój na kołdrę?
  • prosimy o coś, ufamy pacjentowi, że wykona nasze polecenie, po czym dostajemy reprymendę od przełożonej, że nie zostało to zrobione? 
Drogi czytelniku, czy w Twoim życiu role się kiedykolwiek zamieniły? Czy kiedyś zdarzyło Ci się być pacjentem? Jeśli tak, na pewno wiesz, że chory bez Pielęgniarki jest bezradny. Każdy z nas ma swoje życie, swoje problemy, rozterki, obowiązki, zadania. Ktoś kto trafia do szpitala dostaje jeszcze od życia w prezencie problemy zdrowotne. Stanowią one wtedy priorytet. Pacjent chciałby się tym prezentem podzielić z innymi. To jest bardzo trudne, by naprawdę dać odczuć drugiemu człowiekowi, że się nim interesujemy. Czy osoba spoza środowiska szpitalnego wie na czym tak naprawdę polega profesjonalizm? Nie! Zanim ja zaczęłam studiować Pielęgniarstwo, moje pierwsze dialogi z kimś, znajomym/z rodziny, kto leżał na oddziale wyglądały tak:

- A te Pielęgniarki to chociaż miłe? Bo słyszałam, że w tym szpitalu same zołzy pracują. Podobno mało im płacą to i po co się mają starać.
- Bardzo sympatyczne Panie, naprawdę nie mogę na nic narzekać.
- A no to dobrze, bo jak Pielęgniarki fajne to i w szpitalu od razu milej.

Cechami niezbędnymi, którymi powinna odznaczać się każda pielęgniarka to cierpliwość, serdeczność, gotowość i chęć niesienia pomocy. Osoby cierpiące, długotrwale hospitalizowane potrzebują nie tylko fachowej opieki, ale również obecności drugiej osoby. Ich poczucie stabilności jest silnie sfrustrowane i przejawia się głównie w doświadczonym napięciu, lęku, zagrożeniu i oczekiwaniu na pesymistyczny przebieg zdarzeń w przyszłości. Chorzy potrzebują zrozumienia, wysłuchania i pocieszenia. My, Pielęgniarki wspieramy pacjentów, niesiemy pomoc i ukojenie. Wykonujemy przy tym codzienne zawodowe obowiązki związane z opieką nad pacjentami, czyli pielęgnujemy, uczestniczymy w diagnozowaniu i leczeniu. Prowadzimy również edukację. Mamy duży wpływ na to, jak pacjent będzie odbierał pobyt w szpitalu, czy jego powrót do zdrowia będzie miłym wspomnieniem, czy będzie całkowicie odwrotnie. Jeśli ktoś uważa, że wszystkie te czynności da się wykonać od tak sobie, bez pracy nad swoją osobowością i szlifowaniem cech charakteru, jest w wielkim błędzie.


Pielęgniarstwo to praca bardzo ciężka, stresująca. Dzisiejsze czasy, gdy większość osób tylko żąda, często ma pretensje, roszczenia i oczekiwania ani trochę nie sprzyjają wykonywaniu pracy w spokoju, porządku, ładzie, harmonii. Ponad to każda współpraca z człowiekiem wiąże się z indywidualnym podejściem. Wynika to z faktu odmienności każdego z nas. Różne są potrzeby, cele, pragnienia. Pielęgniarki codziennie w swojej pracy mają do czynienia z trudnymi sytuacjami. Starają się je rozwiązać, działać tak aby korzyść odnosiły dwie strony. Oczywiście świat nie jest taki czarno – biały. Bywają sytuacje, w których pielęgniarka nie wie jak sobie z nimi radzić. Postępuje niezgodnie z własną hierarchią wartości, własnymi zasadami.

Co zrobić aby w codziennej rutynie nie stracić cierpliwości? Aby nie odbierać pacjentów grupowo, tylko podchodzić do nich indywidualnie? Na to pytanie odpowiedziała nam Pani Anna Koss - wzór do naśladowania. Pielęgniarka Roku 2012, która od 21 lat pracuje na Oddziale Chirurgii Naczyń i jak widać po wynikach nie straciła swojego zapału!

Prostym mechanizmem pacjenta, będzie dążenie do zlikwidowania przyczyny bólu, cierpienia. Na pewno sam z własnych doświadczeń lub obserwacji możesz przytoczyć sytuację, kiedy pacjent wykorzystując narzekanie, powtarzanie, lament lub nachalność przyczyni się do utraty cierpliwości u Pielęgniarki. Niektóre Pielęgniarki wykorzystując siłę spokojnej, skutecznej rozmowy rozwiążą problem. Są i takie, które swoje frustracje przeniosą na chorego, nie da to nic więcej jak tylko wyrzuty własnego sumienia.... Francuski pilot, pisarz i poeta Antoine de Saint-Exupéry powiedział: „Nie trać nigdy cierpliwości; to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi.”


POBIERZ PLIK W PDF TUTAJ


poniedziałek, 11 listopada 2013

Wielofunkcyjność pielęgniarek

Czy słyszałeś, że japońscy naukowcy opracowali niedawno projekt wielofunkcyjnego robota? Ma on zastępować człowieka przy monotonnych, złożonych z powtarzających się kroków czynności, które mogą wykonywać znacznie szybciej od ludzi. Domeną ich zastosowań są też te zadania, które są niebezpieczne dla człowieka, na przykład związane z manipulacją szkodliwymi dla zdrowia substancjami lub przebywaniem w nieprzyjaznym środowisku. Taki robot potrafi wykonywać wiele czynności naraz. Co ciekawe wysokowydajny akumulator sprawia, że maszyna nie męczy się, więc troska o utracenie efektywności pracy nie jest potrzebna. Każde zadanie jest dokładnie zaprogramowane i dzięki temu wszystko jest dopracowane co do sekundy. Dodanie kolejnego polecenia podczas wykonywania pierwszego zadania absolutnie nie zaburza pracy owego robota. Sztuczna inteligencja wyklucza popełnianie błędów. Urządzenie rozpoznaje kilkadziesiąt tysięcy słów, głos, pamięta rozmowy, wykonuje wiele złożonych ruchów po zrozumieniu poleceń głosowych. Ręce i dłonie, wyposażone w czujniki siły, pozwalają mu na podnoszenie samemu ciężarów nawet do 500 kg. Przychodzi na każde zawołanie. Wielofunkcyjność jest dzisiaj w modzie.

Dzień Pierwszy7.00
Śmiało mogę napisać, że kiedy wchodzę na oddział czuję się coraz bardziej pewna. Wiedza, zaczyna przeradzać się w umiejętności, a powtarzane czynności tworzą zarys profesjonalizmu. Tak, więc marzec - kolejne praktyki, zmiana szpitala, ale oddział ten sam, na którym już byłam w wakacje. Jak przyjemnie jest pracować w miejscu, w którym znam już topografię, ułożenie i częściowo personel. Od początku wiadomo co robić i jak postępować - tak właśnie się dzieje. Oczywiście zawsze pod nadzorem i opieką. Zaczynamy więc…
Godziny praktyk się nie zmieniły. Wstaję o 5.30 żeby o 6.45 już być w szpitalu, przebrać się i w pełni przygotowana wejść na oddział. Rozpoczynamy od raportu – przydałoby się zapamiętać nazwiska pacjentów żeby potem kojarzyć kto, jak zachowywał się w nocy. 

Godzina 7.30
Następnie zlecenia, a w zasadzie całe ich mnóstwo. Zabieram się za przygotowanie kroplówek. Już otwieram aparat aby go podłączyć ale słyszę słowa „kochana zostaw to, idź na salę nr 10 pomóc koleżance przy toalecie pacjenta”. Zostawiam więc kroplówkę i pędzę, przy okazji podając koleżankom na salę nr 6 czystą pościel. 

Godzina 7.45

Wracam do zabiegowego i chcę dokończyć rozpoczętą pracę, ale widzę już, że muszę pobrać krew od pacjenta. Na stole mam przygotowane zlecenie, dobieram probówki i podpisuję je. Nagle podchodzi do mnie Pani Pielęgniarka prosząc „Możesz przy okazji podpisać dla tych pacjentów?”. Podaje mi trzy karty zleceń i garść probówek, na co zgadzam się skinieniem głowy. Podpisałam, sprawdziłam trzykrotnie czy wszystko się zgadza. Mogę przygotować cały zestaw. Proszę Panią Pielęgniarkę aby poszła ze mną do pacjenta. Krew pobrana, wracam, chcę zająć się kolejnymi, słyszę dzwonek… Przychodzi Pani i mówi: „Możesz pójść sprawdzić co się dzieje”, odpowiadam „chcę teraz dokończyć pobieranie krwi” w odpowiedzi słyszę: „Idź, idź ja się tym zajmę.” Odkładam wszystko i idę na dzwonek. Sala nr 7, pacjentka prosi o kubek przegotowanej wody. A przecież zaraz będzie śniadanie....

Godzina 8.00

Wychodzę z sali nr 7 kierując się do zabiegowego, ale przyjeżdża wózek ze śniadaniem. Trzeba pomóc Pani Dietetyczce, usadzić wszystkich pacjentów i upewnić się, że każdy dostał herbatę. Moja pięcioosobowa grupa została przydzielona do poszczególnych pacjentów, rozpoczęłyśmy karmienie.

Godzina 9.30
Obchód lekarski. Przechodzę korytarzem aby dać pacjentowi leki. Zatrzymuje mnie oddziałowa, wskazując palcem na talerz. Pyta: „Dlaczego ten pacjent nie został nakarmiony?” Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia jak to się stało, że ominęłyśmy tego Pana... Każda sekunda jest dokładnie wypełniona jakąś czynnością, nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie.

Godzina 10.00
Rozpoczynają się badania. Widzę już listę pacjentów. Dzielimy się. Jadę jako pierwsza z pacjentem leżącym na RTG klatki piersiowej. Idę wraz z koleżanką na salę, instruuję, gdzie jedziemy i po co. Leżanka już czeka gotowa, przejście i jedziemy. Czekanie na windy stanowi ogromny problem ponieważ zabiera dużo jakże cennego czasu.

10.45
Wracam. Pacjent odpoczywa w łóżku po badaniu. Pani Pielęgniarka prosi mnie abym pojechała z kolejną osobą ale nie widzę koleżanek do pomocy.

11.15
Pacjent został zawieziony na blok operacyjny. Wracam z pustym łóżkiem i proszę koleżankę aby pomogła mi je prześcielić. W trakcie, podchodzi Pani Pielęgniarka i każe jednej z nas udać się do laboratorium po wyniki, które są potrzebne koniecznie w tej chwili. Zostaję więc sama. Kończę. Idę do zabiegowego. Wszyscy pacjenci na badaniach. Odetchnięcie.

11.30
Przechodzę po salach i sprawdzam kroplówki. Skończyły się. Zamykam i idę do zabiegowego. Przygotowuje pierwszy zestaw, pytam czy nie ma innych zleceń. Nie ma. W między czasie proszę koleżankę aby zajęła się tym pacjentem.

Godzina 14.00
Dom

Wracam do domu, jedyna myśl jaka mi przychodzi do głowy to „idź spać, odpocznij”. W istocie – jest po czym odpoczywać. Mieliście kiedyś wrażenie, że 7 godzin zamienia się w 7 minut? Tak się dziś czułam. Nawał obowiązków. Śmiało mogę rzec, że przez te niecałe 3 lata praktyk najbardziej udało mi się wypracować cechę jaką jest cierpliwość. Myślę, że wiąże się ona z wyrozumiałością i asertywnością. Jaki pożytek przynosi mi cierpliwość? Czego się uczę z cierpliwości i wytrwałości pielęgniarek, z którymi współpracuję? Czy moja cierpliwość ma swoje granice? Człowiek cierpliwy jest opanowany, natomiast niecierpliwy działa popędliwie i szybko wpada w irytację. Pewne chińskie przysłowie powiada „Cierpliwość w chwili gniewu zaoszczędza stu dni udręki”. Jednego jestem pewna - cierpliwość uszlachetnia moją osobowość i nadaje szlif innym pięknym przymiotom jakie mogę przejawiać.

Czy słyszałeś, że wielofunkcyjność Pielęgniarek jest teraz w modzie? Ich praca składa się często z monotonnych, złożonych z powtarzających się kroków czynności, które mogą wykonywać znacznie szybciej od „zwykłych ludzi”. Domeną ich zawodu są też te zadania, które są niebezpieczne dla ich zdrowia psychicznego i fizycznego. Taka Pielęgniarka potrafi wykonywać wiele czynności naraz. Co ciekawe niektórzy sądzą, że Pielęgniarki są wysokowydajne i nie męczą się, więc troska o utracenie efektywności pracy nie jest potrzebna. Takie osoby niestety są w błędzie. Każda Pani Pielęgniarka planuje swoje zadanie tak aby wszystko było dopracowane co do sekundy, niestety często jednak zdarza się tak, że dodanie kolejnego polecenia podczas wykonywania pierwszego kompletnie zaburza pracę. Pielęgniarki muszą rozpoznawać kilkadziesiąt tysięcy słów naraz, głos, pamiętać rozmowy, wykonywać wiele złożonych ruchów po zrozumieniu stosu poleceń głosowych. Rzeczywiście osoby należące do tej grupy zawodowej potrafią być wielofunkcyjne, ale nie aż tak jak maszyny stworzone przez człowieka... Niektórzy zapominają też o tym, że ich ręce i dłonie nie są wyposażone w czujniki siły, co nie pozwala im na samodzielne dźwiganie pacjentów. Panie muszę przychodzić na każde zawołanie. Dosłownie - wielofunkcyjność jest dzisiaj w modzie...

POBIERZ W PDF TUTAJ

czwartek, 7 listopada 2013

Nauczyciel Motywujący

Zanim alpinista zdobędzie upragniony szczyt, musi stoczyć ogromną walkę. Nie wspomnę nawet o długim czasie przygotowań do takiej wyprawy. Każdy krok do przodu naznaczony jest ogromem wytrwałości, bólu i pokonywania przeciwności. Ale gdy już doczeka się finału swej pracy, przepełnia go zachwyt. Uczucie nie do opisania. Widok ze szczytu, zapierający dech w piersiach. Czy czeka na niego następna góra do zdobycia?

Zdwojona siła pasji i powołania

Pielęgniarka czy Pielęgniarz muszą czuć pasję i powołanie. Natomiast Pielęgniarka-Nauczyciel czy Pielęgniarz-Nauczyciel muszą czuć pasję i powołanie do tego, co robią ze zdwojoną siłą. Potrafią zarazić swoim entuzjazmem, z niesamowitą energią wykładać dany przedmiot, budzić w nas ciekawość i chęć do pogłębiania wiedzy. Są to Nauczyciele, którzy mówiąc o Pielęgniarstwie używają słów: „sztuka”, „misja”, „powołanie”, „prestiż”. Przekazują wiedzę w sposób interesujący, innowacyjny, budzą w studentach „głód wiedzy”. Aż chce się słuchać. Co więcej, student, który widzi zaangażowanie Nauczyciela, sam się angażuje. Student, który jest doceniany, chwalony i wie, że idzie w dobrym kierunku, sam się motywuje do działania.

Arsenał 

Jest jedna podstawowa zasada dotycząca Nauczycieli motywujących. Oni mają odpowiedni arsenał zachęt, wsparcia, chęci i cierpliwości by mobilizować swych uczniów. Nauczyciele Ci:
  • nie powiedzą, że wybrałeś sobie zbyt wysoki szczyt, ponieważ wiedzą, że to szczyt TWOICH marzeń
  • pomogą Ci wgłębić się w temat, który Cię interesuje – pomogą obrać Ci KIERUNEK
  • wiedzą, że nic nie jest dziełem PRZYPADKU
  • poświęcą Ci swój CZAS, bo wiedzą, że to inwestycja w rozwój NAUKI
Znany psycholog, Pan Jacek Walkiewicz powiedział niedawno, że „pasja rodzi profesjonalizm, profesjonalizm daje jakość, jakość to jest luksus w życiu”. Jeżeli więc, Nauczyciele zarażą nas swoją pasją to profesjonalizm w naszym zawodzie rodzić się będzie naturalnie. 

Zanim Student zdobędzie upragniony szczyt swych marzeń, musi stoczyć ogromną walkę. O długim czasie przygotowań do takiej wyprawy po świecie rozwoju naukowego nawet nie wspomnę. Każdy krok do przodu naznaczony jest ogromem wytrwałości, bólu, pokonywania przeciwności. Ale kiedy już doczeka się finału, przepełnia go zachwyt. Uczucie nie do opisania. Widok osiągniętych celów, zapiera dech w piersiach. Jeszcze większa radość i duma ogarnia kogoś kto przez wszystkie miesiące i lata trudu popychał go do przodu. Ktoś kto wspierał, pomagał, poprawiał, ukierunkowywał, konstruktywnie krytykował, chwalił, walczył razem z nim. Wprowadził w świat zdobywania szczytów - Nauczyciel.

POBIERZ W PDF TUTAJ

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nauczyciel Demotywujący

Pewien człowiek mieszkający od 3 lat na bezludnej wyspie, co noc odbywał pewien rytuał. Od dnia, w którym się na niej znalazł rozpalał ognisko. Marzył, że pewnego dnia ktoś zauważy z oddali dym, płomienie i zabierze go do rodziny, do domu. Każdego dnia musiał najpierw uzbierać odpowiednią ilość drewna aby najpierw wskrzesić a następnie utrzymać ogień. Tajemnica bowiem tkwi w tym, że aby ognisko nie zagasło trzeba ciągle dokładać drzewa. Pewnej nocy mężczyzna tego nie dopilnował. Drewno się wypaliło. Przepływający statek nie zauważył ani dymu, ani ognia. Mężczyzna stracił szansę na spełnienie marzenia. 

O co nam chodzi...

W skrócie i na przykładzie z życia powiem, że (może to brutalnie zabawne) bardziej do pracy motywuje mnie mrówka, która jest w stanie unieść ciężar ważący 30 razy więcej niż ona sama, niż Nauczyciel, który odbębnia swoje zajęcia. Pielęgniarstwo to piękny zawód, niosący ze sobą powołanie, rodzaj misji. Zawód ciężki, wymagający, ale jakże satysfakcjonujący. Jeśli chodzi o dzisiejsze refleksje dotyczące nauczycieli akademickich, z pewnością można powiedzieć, że jest to ciężki orzech do zgryzienia. Tym bardziej, że nikogo nie chcemy obrażać. Pomysł poruszenia tego tematu jednak wpadł mi do głowy, gdy rozmawiając ze swoją koleżanką usłyszałam, że często ma ona jakieś konkretne zainteresowania czy pomysły na realizację siebie w Pielęgniarstwie, a kiedy już pójdzie na zajęcia - żałuje, że w ogóle wybrała te studia i zastanawia się co na nich robi. Nie wiem, czy celem niektórych nauczycieli akademickich jest maksymalna demotywacja studentów (odnośnie wszystkiego: wyboru kierunku, realizacji, spełniania się, kontynuacji kształcenia) ale jeśli tak, to w kategorii SKUTECZNOŚĆ powinni postawić sobie ocenę celującą.

Student 

Jak czuje się student, kiedy słyszy po raz kolejny z ust Magistra Pielęgniarstwa lub kogoś ze stopniem Doktora, że marnuje sobie życie wybierając pielęgniarstwo? Albo, że nikt nas nie doceni, że nikt nie jest w stanie zmienić postrzegania pielęgniarek jako „personelu niższego”? Rekordy bije wypowiedź, że zajęcia z „Pielęgniarstwem” są karą ponieważ kierunek ten jest żałosny w przeciwieństwie do lekarskiego, fizjoterapii… Nie zgadzam się z tym w 100%. I jestem przekonana, że koleżanki i koledzy również nie podzielają tego zdania.


Paradoks przedmiotowego traktowania studentów

Paradoks polega na tym, że większość nauczycieli akademickich na Wydziale Pielęgniarstwa sama studiowała ten kierunek. Co więcej, bardzo często też mają oni stopień Doktora. Dociekając więc „dlaczego niektórzy nauczyciele zachowują się tak a nie inaczej”, ciężko jest mówić o niespełnieniu zawodowym, jeśli ktoś poświęca minimum 9 lat na dokształcenie w zakresie Pielęgniarstwa, ma możliwość należeć do kadry akademickiej czy też pisze prace naukowe. Czym są więc spowodowane niektóre uwagi padające w stronę studentów? Oczywiście można mówić o nieprzygotowaniu do zajęć lub braku zainteresowaniem przedmiotem. Ale tak naprawdę, czy zamiast złościć się na uczniów nie lepiej zapytać siebie dlaczego tak jest? Czym to jest spowodowane? Nie udawajmy, że w historii kształcenia wspaniałym nauczycielom beznadziejnych przedmiotów, udawało się świetnie współpracować z uczniami. Rzeczywistość jest taka, że jeśli ktoś przychodzi na zajęcia, wygłosi co ma wygłosić a raczej wyświetli slajdy, następnie w ramach zaliczenia każe przygotować prezentację i po przedmiocie, to tak naprawdę to jest obopólnie stracony czas.

„w nocy o północy ktoś do mnie dzwoni i umiem to powiedzieć”

Uśmiecham się nawet do monitora pisząc frazę powyżej. Gdybym mogła zebrać ze wszystkich przedmiotów takie zagadnienia, które powinnam umieć w nocy o północy musiałabym chyba wydzielić odrębną półkę w szafie. Chociaż przede mną jeszcze 1 rok studiów magisterskich, dla bezpieczeństwa lepiej wydzielić całą szafę. O co mi chodzi? Chodzi o to, że jeśli mam wspaniały przywilej nauczyć się czegoś na 1 roku studiów, czegoś w rodzaju „koło tętnicze Willisa jest to układ tętnic zaopatrujących mózgowie, leżących na jego podstawie. Ułożenie tętnic mózgu w koło tętnicze przeciwdziała niedokrwieniu mózgowia, ponieważ nawet w przypadku zwężenia lub zatoru jednej z nich krew nadal jest rozprowadzana dzięki pozostałym naczyniom.” to po 2,5 roku nieużywania takiej informacji - nie zapamiętam tego. Oczywiście, nauczyciel akademicki pamięta to w nocy o północy ponieważ rok w rok powtarza to setki razy każdej z grup. Drogi uczniu! Spróbuj takiej ważnej reguły nie wiedzieć, a zostaniesz zmieszany z błotem.

Podsumowując

  • Czy wszyscy mają dar nauczania?
  • Czy jeśli ktoś w prywatnym życiu nie potrafi przejawiać cech charakteru, ułatwiających kontakt z człowiekiem, to czy powinien zostawać Pielęgniarzem/Pielęgniarką?
  • Czy jeśli ktoś w prywatnym życiu nie potrafi przejawiać cech charakteru, ułatwiających kontakt z człowiekiem, to czy powinien zostawać Nauczycielem?
  • Czy jeśli ktoś nie kocha swojej pracy i nie ma szacunku do ludzi, to czy powinien marnować swój i ich czas?

Pewien student Pielęgniarstwa, który od 3 lat studiował ten kierunek na uniwersytecie Medycznym, codziennie odbywał pewien rytuał. Od dnia, w którym się na tej uczelni znalazł rozpalał w sobie pragnienie zrobienia w Pielęgniarstwie czegoś więcej. Marzył, że pewnego dnia ktoś zauważy w nim materiał do oszlifowania i poprowadzi w odpowiednim kierunku. Każdego dnia musiał najpierw uzbierać odpowiednią ilość wiedzy aby móc wskrzesić, a następnie utrzymać realizację celów. Tajemnica bowiem tkwi w tym, że aby mobilizacja nie zagasła trzeba ciągle dokładać chęci, dobrych rad i wsparcia. Pewnego dnia pewien nauczyciel akademicki nie dopilnował swych obowiązków. Miłość do zawodu się wypaliła. Nikt nie zauważył ani studenckiego zapału, ani ognia motywacji. Student stracił szansę na spełnienie marzenia.

POBIERZ W PDF TUTAJ